30 września 2012

Lemonade: "Big Changes"



no siema.
Sztokholmskie życie rozpieszcza moje uszy. tak wielu darmowych koncertów, i to na dodatek całkiem dobrych zespołów, się nie spodziewałam.
We wtorek miałam okazję wybrać się na koncert Lemonade, którzy przybyli na swoją mini euro-trasę z US. 
Ok, pierwsze co nas zdziwiło na samym wejściu to... klub. a raczej jego brak, bo koncert odbywał się w lobby hotelowym. Czyli możecie się domyślić, że głównymi odbiorcami byli ludzie z wypchanymi portfelami, którzy siedzieli sobie w wygodnych fotelach i sączyli szampana. Łuuuuu, bardzo imprezowy nastrój. Jak później rozmawiałam z chłopakami z zespołu, powiedzieli, że to był ich najdziwniejszy koncert ever. 
Całe szczęście, że przybyła też grupka tutejszych hipsterów i my, erasmusi, to przynajmniej ktoś skakał pod sceną. 
Muszę powiedzieć, że grupa na żywo także daje radę, co nie zawsze wychodzi zespołom synth-popowym, a bo to sprzęt nie ten, a bo to nie ma przecież czasu na obróbkę dźwięku itd.
Ale tutaj duży plus dla Lemonade, a w szczególności dla Alexa Pasternak (Pasternaka? nie mam pojęcia, czy to się odmienia), perkusisty zespołu, który pomimo zepsutego sprzętu potrafił wybrnąć z opresji i najzwyczajniej w świecie zaczął improwizować.
ooo ja ja lubię jak bas przechodzi przez całe moje ciało.
A na deser możecie posłuchać mojej ulubionej lemoniadowej piosenki: "Big Changes"





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz